Warszawa w długach

Czekam z ciekawością, jaki budżet przygotuje dla Warszawy Kazimierz Marcinkiewicz. Nie będzie mu łatwo, gdyż największym obciążeniem, jakie przejął po poprzednikach, jest ogromne zadłużenie miasta.

Zadłużenie Warszawy w chwili objęcia rządów przez Lecha Kaczyńskiego w listopadzie 2002 roku wynosiło 1,344 miliarda zł. Nie było to dużo, ale i tak spora część zadłużenia powstała w 2002 roku, gdy przesądzona była już reforma administracyjna miasta, w wyniku której gminy warszawskie traciły osobowość prawną. W nowym ustroju za spłatę ich długów miało odpowiadać m.st. Warszawa, dlatego gminy tak chętnie podejmowały zobowiązania. Po praskiej stronie Wisły gmina Targówek zaciągnęła dług na 5 mln zł, a Rembertów i Wawer po 3 mln zł. Do tego Białołęka wypuściła pod koniec 2002 roku obligacje za 22 mln zł.

Nie mogę nie napisać w tym miejscu - jako ówczesny (opozycyjny) radny Powiatu Warszawskiego - że również Powiat zaciągnął wtedy dług na pokrycie pensji nauczycielskich w kwocie 37 mln zł.

Nowy prezydent Lech Kaczyński już w 2002 roku nabrał kredytów na kwotę 285 mln zł. Potem było tylko lepiej... W rezultacie, po zamknięciu roku budżetowego 2005 stolica była zadłużona na 2,747 miliarda zł, czyli prezydentowi Kaczyńskiemu udało się podwoić kwotę zadłużenia miasta. W budżecie na bieżący rok planowane zadłużenie wzrasta do 3,391 miliarda zł.

Tym z Państwa, którym nie chciało się przebrnąć przez liczby zawarte w powyższym tekście, wyliczam na koniec, że czteroletnie rządy Prawa i Sprawiedliwości zwiększyły zadłużenie naszego miasta dwuipółkrotnie!

Kredyty i pożyczki zaciągane w poprzednich kadencjach przez miasto były zawsze przeznaczone na konkretne inwestycje. Na przykład kredyt z 2001 roku, którego rata spłaty okazała się być w tym roku największa (ponad 26 mln zł), sfinansował zakup wagonów metra. Podobnie mniejsze kredyty zaciągane przez gminy, o których wspominałem wyżej. Dzięki nim zbudowano ulicę Blokową, Mehoffera, sieć kanalizacyjną Elsnerów i wiele innych.

Tymczasem kredyty zaciągane przez Lecha Kaczyńskiego nie miały konkretnego przeznaczenia. Sami urzędnicy PiS przyznawali, że biorą je, gdyż nie domyka im się budżet. Finansowali z nich rozrost administracji, remonty urzędów i swoje nagrody pieniężne.

Bardzo czekam na "tanie państwo" Kazimierza Marcinkiewicza odzwierciedlone w nowym projekcie budżetu miasta. Powinien on ujrzeć światło dzienne jeszcze przed wyborami.

Maciej Białecki
radny woj. mazowieckiego
(Platforma Obywatelska RP)

www.bialecki.net.pl

4659