Jedynie słuszna władza

Kiedyś funkcjonowała opinia, jak to w minionej epoce jedynie słusznej władzy rodziły się decyzje o takiej czy innej inwestycji o ważnym znaczeniu dla społeczeństwa. Rzekomo ślepy traf i palec po omacku skierowany na jakieś miejsce na mapie wysoko postawionego decydenta był wyrocznią o dalszych losach czyjejś własności. Tak powstawały osiedla na czarnoziemie, w strefach zalewowych, zakłady w środku puszczy. Pukanie w czoło należało zostawić sobie na wieczory spędzane w domu przed ekranem telewizora, z którego leciały jedynie słuszne wiadomości epoki wszechobecnej propagandy sukcesu. Do nowego szybko się przyzwyczajamy, zwłaszcza, jeśli gwarantuje nam większe swobody, a złe szybko ulatuje i zaciera się w niebycie. Pamięć o półkach sklepowych z octem, zdobywanym i przynoszonym w aureoli zwycięzcy wianuszku 10 rolek papieru toaletowego staje się bajką, w którą nie chcą wierzyć nasze dzieci.

Każda głupota, każdy odruch gwałtu na swobodach obywatelskich rodzi jednak wcześniej czy później skutek odwrotny od zamierzonego. Dlatego dziś żyjemy w zupełnie innym świecie.

Doświadczenia związane z przekształcaniem środowiska w całej Europie zrodziły zalecenia dla państw członkowskich odnośnie sposobu myślenia i realizacji pomysłów, zwłaszcza tych, które w znaczący sposób mogą mieć wpływ na otoczenie mieszkańców. Prawo europejskie zajęło się kwestią unikania konfliktów rodzących się, gdy w funkcjonujący organizm miasta czy wsi, a nawet osiedla wkrada się coś burzącego dotychczasowy porządek. Z każdą inwestycją związany jest konflikt interesów. Zwykle obok zwolenników pojawiają się przeciwnicy. I tu wkraczają przepisy unijne, dające zainteresowanym możliwość uzyskania wyczerpujących odpowiedzi na nurtujące ich wątpliwości - odpowiedzi opartych na naukowych przesłankach.

Jeśli chcemy zrealizować jakąś znaczącą dla środowiska inwestycję, musimy sobie zdawać sprawę, że naszym obowiązkiem jest zaprosić zainteresowanych mieszkańców do dialogu. Powinniśmy wyposażyć się w kilka wariantów realizacji naszego pomysłu, opracować analizy ekonomiczne i przygotować publiczną debatę nad możliwymi koncepcjami tak, aby społeczeństwo mogło uzyskać pełnię wiedzy o naszych zamiarach, o możliwych uciążliwościach, skutkach płynących z pojawienia się autostrady, zakładu. Argumentem za jedynie słusznym pomysłem nie może być brak czasu. Taka debata daje szansę na wybór najmniej kontrowersyjnego wariantu realizacji inwestycji, pozwoli uniknąć protestów, a społeczeństwu pozwoli uczestniczyć w etapie przygotowania budowy. Wspólny wybór wariantu daje szansę na zawarcie kompromisu, pewnego rodzaju umowy społecznej, uwzględniającej realia lokalne. Zgodnie z zaleceniami unijnymi, Warszawa powinna rozwiązać problem oczyszczania ścieków do 2010 roku. Dodatkowo wisi nad nami kwestia osadów ściekowych, których nie można zagospodarować poprzez kompostowanie, a składowanie nie jest naszym marzeniem.

Oczyszczalnia ścieków "Czajki" spędza sen z powiek mieszkańcom Białołęki od wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Już wówczas pojawiały się interwencje odnośnie fetorów. Choć zakład ten ukryto skrzętnie przed okiem przypadkowego gościa w lesie, to efekt działania tego zakładu niestety był odczuwalny - nie pozwalał wietrzyć domostw ze względu na cyklicznie pojawiający się nie do zniesienia fetor. Więcej, paradoksem Białołęki było to, że wyposażona w oczyszczalnię ścieków dzielnica jeszcze do niedawna wszystkie swoje nieczystości spuszczała do królowej polskich rzek - Wisły. Nic więc dziwnego, że "Czajki" stały się z czasem źródłem napięć społecznych. Dziś narosły konflikt nie da się spławić jak woda z wc. Mieszkańcy domagają się traktowania po partnersku, w myśl intencji unijnego pomysłodawcy nowych reguł gry w procesie inwestycyjnym. Trzeba tu nadmienić, że w tzw. międzyczasie wokół "Czajek" wyrosły osiedla mieszkaniowe, pobliska Choszczówka stała się reprezentacyjną częścią dzielnicy ze wspaniałymi rezydencjami. Kilkaset metrów od płotu pojawiły się blokowiska. Tu nie wystarczy wola wykupu gruntów pod 300-metrową strefę ochronną - takiej strefy po prostu już nie ma. Zapewnienia ze strony inwestora, że uciążliwości zakładu po jego modernizacji ograniczą się do terenu tegoż zakładu nikogo już nie zadowalają - zapachowi nie można bowiem nakazać, by się zatrzymał. Ludzie protestują nie przeciw modernizacji zakładu, lecz przeciwko sposobowi narzucania jedynie słusznego pomysłu. Władze liczą na olbrzymie środki z Unii- mieszkańcy na sprawiedliwość, której być może poszukają także w Unii. Eskalacja konfliktu trwa. Temat "Czajek" to już nawet nie tylko problematyka oczyszczania ścieków. Ostatnio, gdy nawiedziłem urząd dzielnicy, podszedł do mnie starszy pan z pytaniem o to, czy tutaj śmierdzi. Zapragnął sobie kupić mieszkanie w Tarchominie, a kryterium trafnego wyboru stał się fetor warszawskich ścieków, oby nie zdwojony po projektowanej rozbudowie oczyszczalni. Oczyszczalnia musi jednak być zmodernizowana, a problem osadów pościekowych pilnie rozwiązany dla dobra wszystkich warszawiaków.

Dziś żyjemy, mam jednak nadzieję, w zupełnie innym świecie...


Jacek Kaznowski
Platforma Obywatelska
www.jacekkaznowski.pl
7080