Prosto z mostu

Wiersze w metrze


Gdy kilkanaście lat temu czytałem o akcji Josifa Brodskiego, który przekonał władze Nowego Jorku do umieszczenia w wagonach metra swoich wierszy, w Warszawie metro jeszcze nie działało. Później się dowiedziałem, że nie Brodski i nie Nowy Jork były pierwsze, ale wyobrażenie rosyjskiego poety rozklejającego swoje wiersze w tłumie pasażerów w obcym mieście do dziś przemawia do mnie równie silnie, jak obrazy Petersburga, miasta w którym nigdy nie byłem, a które znam świetnie dzięki esejom tęskniącego za nim Brodskiego.

Teraz wiersze pojawiły się w warszawskim metrze. W wagonach metra, a także na kilku stacjach można poczytać wiersze poetów z aż trzynastu krajów. Całość jest koordynowana przez Instytut Książki i British Council, a oprócz metra obejmuje imprezy w Centrum Sztuki Współczesnej, klubach Café Kulturalna i Chłodna 25 oraz warsztaty w szkołach.

Słabą stroną przedsięwzięcia jest promocja, jak zwykle w akcjach z udziałem stołecznego ratusza. Żadnej wzmianki nie ma, na przykład, na odwiedzanej codziennie przez tysiące osób stronie internetowej Zarządu Transportu Miejskiego. Szkoda - akcja ma swoją stronę www.wierszewmetrze.eu, która w założeniu powinna docierać właśnie do przypadkowych pasażerów. Szkoda też, że żadna impreza towarzysząca "Wierszom w metrze", podobnie jak metro, nie dotarły na Pragę. Ale najważniejsze, że wiersze w metrze są. Szkoda, że akcja potrwa tylko miesiąc.

Gdy, dumny z mojego miasta, przesiadłem się z metra do autobusu... obudziłem się w realnej Warszawie. Miejskie autobusy po zmroku, o przejazdach przez tunele nie wspominając, są niedoświetlone. O czytaniu nie tylko wierszy, ale nawet trywialnej gazety nie ma mowy. Decydenci jeżdżący służbowymi samochodami muszą na czymś oszczędzać, więc wnętrza autobusów oświetla zaledwie co druga żarówka. To nie przenośnia - włączona bądź zamontowana jest symetrycznie co druga lampka, a zatem przyczyną półmroku nie jest niedbalstwo przeglądu technicznego, lecz zwykła oszczędność. Taka polityka panuje w warszawskich autobusach odkąd pamiętam, czyli co najmniej od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Podobnie jest w tramwajach, ale już tylko w wozach starszego typu.

Do brudu autobusów, brudu takiego, że zaklejającego tablice informacyjne z numerem trasy, jakoś się przyzwyczaiłem, ale do ciemności, świadczących o lekceważeniu klientów-pasażerów, nie potrafię. Dlatego, że nie potrafię w warszawskim autobusie o zmierzchu czytać wierszy.

Maciej Białecki
Stowarzyszenie "Obywatele dla Warszawy"

www.bialecki.net.pl
4780