Prosto z mostu

Co to są zarządy?


Tytułowe pytanie dotyczy Zarządu Transportu Miejskiego oraz Zarządu Dróg Miejskich i wcale nie jest banalne. Prawidłowej odpowiedzi nie znał żaden z moich znajomych, nie związanych zawodowo z samorządem terytorialnym. Najmniej odległe od prawdy odpowiedzi mówiły coś o spółkach miejskich. Dla przeciętnego warszawiaka relacja pomiędzy ZTM i ZDM a prezydentem miasta jest czymś na kształt niezależności NBP od premiera.

Otóż, oczywiście, nie. ZTM i ZDM są jednostkami budżetowymi miasta. Dyrektorzy obu zarządów bezpośrednio podlegają prezydentowi, który w pełni odpowiada za ich sukcesy i porażki, przyznaje im nagrody i kary, może ich w każdej chwili wymienić. Za zarządzanie komunikacją publiczną i drogami odpowiada bowiem prezydent miasta.

Wiedział o tym dobrze Lech Kaczyński, który szefem ZTM zrobił wiernego działacza PiS z Łomży Roberta Czaplę, a szefem ZDM Janusza Fotę, rzekomo dojeżdżającego z Lublina, co miało usprawiedliwić rozbicie przez niego samochodu służbowego na tej trasie, dopóki nie wybuchła afera z jego mieszkaniem w Warszawie... Krótko mówiąc, Kaczyński na swój sposób realnie zarządzał komunikacją i drogami miejskimi, czego skutki niestety odczuwany do dziś.

Piszę o tym pod wpływem medialnych relacji z największego od kilkunastu lat zamieszania ze sprzedażą biletów autobusowych w Warszawie. Władze miasta wprowadziły w czerwcu wyższe ceny biletów. Nowych biletów nie można jednak nigdzie kupić. Przyczyną było oszustwo polegające na tym, że równolegle z podwyżką cen biletów obniżono procentową marżę dla sprzedawców biletów w kioskach (z 5 do 3,5 procent). Pani prezydent uważała, że nie spowoduje to żadnego zamieszania, gdyż kwotowo marża pozostała "prawie" na tym samym poziomie. Obniżka marży dałaby w skali miasta spory dochód, gdyby nie spowodowała - ku zaskoczeniu pani prezydent - niechęci kioskarzy do sprzedaży biletów.

Dlaczego piszę o oszustwie? Jeżeli np. bilet jednorazowy podrożał z 2,40 do 2,80 zł, to podwyżka wyniosła 40 groszy, czyli 16,7 procent. Tylko pozornie. Z punktu widzenia dochodów miasta jeden bilet kosztował (bez marży kioskarza) przed podwyżką 2,28 zł, a po podwyżce 2,70 zł. Podwyżka wyniosła więc - w przypadku tych biletów - nie 40, a 42 grosze, czyli 18,5 procent. Czy radni, zgadzając się na podwyżkę, byli tego świadomi?

Winnych zamieszania dziennikarze poszukiwali w ZTM. Odpowiada za to jednak Hanna Gronkiewicz-Waltz, nie jacyś urzędnicy z Zarządu. To ją wybierali obywatele, nie jej podwładnych - anonimowych dla przeciętnego mieszkańca miasta.

Maciej Białecki
Stowarzyszenie "Obywatele dla Warszawy"

www.bialecki.net.pl
4871