Prosto z mostu

Wyścig z czasem


Jeszcze przeżywamy smutek po największej od 1987 roku katastrofie lotniczej, a już ustawa o wyborze Prezydenta RP wymusza na nas powrót do pospiesznej codzienności. Autorzy ustawy (i Konstytucji) okazali się bezduszni ustalając, że w razie śmierci urzędującego prezydenta wybory muszę się odbyć w ciągu 74 dni.

Pierwszy etap kampanii wyborczej to podejmowanie decyzji o kandydowaniu i zgłaszanie się kandydatów. Ciężko to robić w cieniu żałoby, ciężko zarówno kandydatom, uważającym się za kontynuatorów zmarłego poprzednika, jak i oponentom, krytykującym go jeszcze za życia. Jeszcze ciężej obywatelom, którzy chcą zgłosić swojego kandydata. Trzeba pamiętać, że w Polsce kandydaci nie zgłaszają się sami, lecz są zgłaszani przez obywateli. Żeby zostać kandydatem na radnego w najmniejszej nawet gminie, trzeba być zgłoszonym przez dwudziestu pięciu obywateli, żeby zostać kandydatem na Prezydenta RP trzeba być zgłoszonym przez sto tysięcy obywateli. W wyborach do Sejmu i do samorządów znaczne ułatwienia w zgłaszaniu mają partie polityczne, ale także kandydaci nie zgłaszają się sami.

Sto tysięcy - to jest prawdziwe wyzwanie. Obywatele muszą się zorganizować wokół kandydata, a zatem kandydat musi się zadeklarować znacznie wcześniej. Łatwiej mają kandydaci partyjni. Ci, co prawda, też muszą uzyskać poparcie stu tysięcy obywateli udokumentowane ich podpisami, ale w dotarciu do nich pomaga organizacja partyjna. Gdy partia liczy czterdzieści tysięcy członków, to wystarczy zebrać podpisy działaczy i ich rodzin, nie prosząc w ogóle o pomoc innych.

Kandydat, który nie ma poparcia masowej partii, nawet jeżeli jest popularny wśród obywateli, ma kłopot. Ten kłopot urasta do rangi problemu, gdy na zebranie podpisów stu tysięcy obywateli ustawodawca wyznacza dwa tygodnie. W tym czasie nie można nawet objechać wszystkich miast wojewódzkich naszego kraju, spędzając w każdym z nich na spotkaniach z obywatelami po jednym dniu. Taką sytuację mamy obecnie. W kampanii, która zdecyduje o wyborze Prezydenta RP do 2015 roku, a więc na okres prezydencji Polski w Unii Europejskiej i wielu innych wyzwań nadchodzącej dekady, podpisy stu tysięcy obywateli trzeba zebrać w ciągu piętnastu dni, do 6 maja.

Niemożliwe? Porwał się na to Andrzej Olechowski. Widziałem, jak chętnie ludzie podpisują się pod jego kandydaturą. Widziałem też, ilu młodych ludzi zaangażowało się w zbieranie podpisów dla niego. Nie muszą nikogo przekonywać, gdyż ludzie podpisują się chętnie. Walczą tylko z czasem...


Maciej Białecki
Stowarzyszenie "Obywatele dla Warszawy"

www.bialecki.net.pl
4837