Światło Cień z Nałęczowa

17 stycznia w Domu Kultury "Zacisze" odbył się wernisaż wystawy malarstwa Anny Panek "Światło Cień". Urodzona w 1982 roku w Lublinie, absolwentka Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Nałęczowie i Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, ma w swym dorobku dwie wystawy indywidualne "Życie i śmierć" oraz udział w 13 wystawach zbiorowych, m.in. w Krakowie, Janowcu, Szydłowie, Szczebrzeszynie, Jarosławiu, Cieszynie i Nałęczowie.

Do Domu Kultury "Zacisze" zaprosiła Annę Panek Bogusława Ołowska, także absolwentka Państwowego Liceum Plastycznego im. J. Chełmońskiego w Nałęczowie. Prezentowane prace powstały 2 lata temu, w trakcie przygotowywania na Wydziale Malarstwa krakowskiej ASP pracy magisterskiej "Przedmiot w martwej naturze, znaczenie światła i cienia w obrazie" (rozważania) oraz "Światło i cień w martwej naturze" (cykl prac malarskich i fotograficznych). Fotografia służyła jako szkicownik do prac malarskich, wykonywanych klasyczną techniką olej na płótnie. Zestaw 12 obrazów w formacie 100x70cm obejmuje dwie grupy: pierwszą stanowią pojedyncze, samodzielne martwe natury; druga to kompozycje, łączone w złożone z 4 obrazów przestrzenie. Z Anną Panek rozmawialiśmy podczas instalowania wystawy.

Na większości obrazów dominuje biel, szarość, czerń; na niektórych jest złota poświata...

W pracy magisterskiej napisałam, jak traktowany był kolor, światło i cień w dziejach sztuki. Ten blask na moich obrazach można podciągnąć do blasku w średniowieczu, gdy oznaczał światłość boską. Chciałam skontrastować i przeciwstawić sobie dwa światy: światła i cienia, życia i śmierci. Pisząc pracę zastanawiałam się, czy zawsze w malarstwie światło jest odbierane jako dobro, ma wartość pozytywną; a cień, mrok, czarny kolor kojarzy się z wartościami negatywnymi, ze śmiercią? Nie w każdej kulturze kolor czarny oznacza żałobę.

Ale kości, szkielety, są na Pani obrazach symbolami śmierci?

Tak. To łączy się też z martwą naturą wanitatywną. Ten motyw podejmowali artyści XVI - XVII-wieczni, którzy malowali martwe natury, gdzie znajdowały się przedmioty, mówiące odbiorcy o kruchości, przemijalności życia. To były właśnie czaszki, klepsydry (odmierzające czas), ścięte kwiaty (patrząc na nie, mamy wrażenie, że zaraz zwiędną). Spośród tych motywów wybrałam najbardziej znaczące, czyli czaszkę i jajko.

Jajko to symbol życia?

Patrząc na te konkretne przedmioty nie trzeba się wysilać, by znaleźć skojarzenie. Dlatego jajko przedstawia się u mnie w białej przestrzeni, reszta - w ciemnej. Jajko umieściłam na tkaninie, która jest symbolem otchłani. Nie chciałam malować klasycznej martwej natury, gdzie układam na przykład jajko i czaszkę na stole. Chciałam je umieścić w abstrakcyjnej przestrzeni.

Pani obrazy nie mają tytułów. Czy tę pracę intelektualną zostawia Pani widzom?

Właśnie tak. Nie twierdzę, że są jednoznaczne. Myślę, że śmierć niekoniecznie musi być rozumiana negatywnie; możliwe, że jest to początek czegoś nowego, może - lepszego. Nie chcę narzucać swojej koncepcji. Zostawiam to odbiorcy.

Nad czym Pani teraz pracuje?

Zaczynam nowy cykl prac, którego motywem są zwierzęta - bardziej w stronę cienia, lęku. Nie mogę jeszcze zbyt dużo powiedzieć na ten temat; wiele rodzi się w trakcie pracy.

Jaka pora najlepiej sprzyja tworzeniu?

Najlepiej pracuje mi się przy świetle dziennym; wtedy kolor wygląda inaczej. Kiedyś nie sprawiało mi trudności, by malować w dzień, potem ten sam wątek kontynuować w nocy. Teraz męczę się przy sztucznym świetle.

Jak zaczęła się Pani droga do sztuki?

Chyba od zawsze wiedziałam, że chcę się zajmować malarstwem. Wiedziałam, że pójdę do szkoły plastycznej. To było naturalne. Mój ojciec zajmuje się grafiką.

Czy marzy się Pani wystawa w jakiejś sławnej galerii?

Nie miałam takiego marzenia. W domu, w Nałęczowie, chciałabym mieć dobrą pracownię malarską.

Dziękuję za rozmowę i życzę, by to marzenie spełniło się jak najszybciej.

Wernisaż uświetnił koncert zespołu Di Galitzyaner Klezmorim i Olgi Mieleszczuk. Zespół powstał w 1996 roku z inicjatywy trojga studentów krakowskiej Akademii Muzycznej, zafascynowanych muzyką klezmerską i atmosferą ówczesnego Kazimierza. Muzycy: Mariola Śpiewak - klarnet, Grzegorz Śpiewak - akordeon i Rafał Seweryniak - kontrabas występują razem na scenie od 1998 roku. Podczas koncertu, oprócz licznych aranżacji melodii tradycyjnych, artyści zaprezentowali własne kompozycje i utwory, inspirowane muzyka polską. Olga Mieleszczuk zaśpiewała, z towarzyszeniem akordeonu, piosenki żydowskie, cygańskie, bałkańskie oraz tradycyjne pieśni słowiańskie.

Wystawę malarstwa Anny Panek można oglądać do 31 stycznia. Rozmawiała Zofia Kochan


J.

6892