O urbanistyce po polsku i duńsku

Konferencja "Idea zrównoważonego rozwoju w urbanistyce" zorganizowana przez Ambasadę Królestwa Danii w siedzibie SARP na Foksal prezentowała duńskie i polskie doświadczenia w tworzeniu koncepcji zrównoważonego rozwoju.

W toku konferencji okazało się, że oba kraje, przynajmniej na poziomie decyzyjnym, mają do tej sprawy podejścia zgoła odmienne. Olgierd Dziekoński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury, wypowiadając się o polityce miejskiej w kontekście zrównoważonego rozwoju zaznaczył, że "powinna to być polityka współpracy, a nie walki", służąca ładowi przestrzennemu, rozumianemu zgodnie z prawem jako uporządkowane relacje pomiędzy elementami środowiska (z wyłączeniem kwestii estetyki). Mówca nie wspomniał jednak przy duńskich gościach o szczegółach przygotowywanej przez Ministerstwo Infrastruktury liberalizacji Prawa Budowlanego, w tym o zniesieniu pozwoleń na budowę. Proponowane zmiany budzą protesty wielu środowisk w całym kraju, tym bardziej, że nie były konsultowane społecznie. Istnieją uzasadnione obawy, że mogą one pogłębić jeszcze istniejący chaos urbanistyczny zamiast go ukrócić. Kwestie zrównoważonego rozwoju będą tematem pogłębionej refleksji ministerstwa, tylko nie bardzo wiadomo czy w tym kontekście cieszyć się z takich deklaracji, czy wręcz przeciwnie...

Niewiele lepiej jest także z Polską Polityką Architektoniczną, dokumentem mającym ustawowo unormować problemy trawiące gospodarkę przestrzenną. Podobne dokumenty istnieją w wielu państwach Europy, zwłaszcza w tych, które dbają o wysoką jakość architektury i ładu przestrzennego, a więc także w Danii. W odpowiedzi na diagnozę, którą dobrze streszcza termin "postępująca anarchizacja przestrzeni" w projekcie Polskiej Polityki Architektonicznej zaproponowano szereg działań, obejmujących m.in.: profesjonalne zarządzanie przestrzenią (odpolitycznienie funkcji miejskiego architekta), spójny system planowania przestrzennego (z szeroką partycypacją społeczną już na etapie założeń do planu), standardy urbanistyczne (w nawiązaniu do najlepszych rozwiązań europejskich), ochronę dziedzictwa kulturowego, ochronę krajobrazu, system zamówień prac projektowych (przyjęcie kryterium jakości, a nie najniższej ceny). Choć pilną potrzebę takich unormowań odczuwamy dotkliwie od dawna, prace nad dokumentem rozpoczęte w Komitecie Urbanistyki i Architektury Polskiej Akademii Nauk w 2006 roku mają potrwać do 2011, kiedy to Polską Politykę Urbanistyczną powinien przyjąć rząd i parlament.

Nadzieją polskiej urbanistyki okazali się młodzi architekci. Marlena Happach przedstawiła założenia dwóch zwycięskich projektów transformacji ul. Wileńskiej w ramach rozstrzygniętego niedawno konkursu Europan 10 (jej zespół zdobył drugą nagrodę). Był to przykład realizacji w praktyce idei zrównoważonego rozwoju, opartej na wrażliwości projektantów na społeczne interakcje, wartości zastane i godne zachowania. W tym samym kierunku szukali inspiracji polscy i duńscy studenci - uczestnicy dwudniowych warsztatów, którzy pod okiem architekta Karola Langie poznawali praskie podwórka i ich specyfikę. Ich praca koncentrowała się bardziej na ludziach i ich potrzebach niż na własnych wizjach rozwiązań architektonicznych. Jest to nowe podejście w architekturze, zbliżające ją do psychologii społecznej. U jego podstaw leży założenie, że miasto ma służyć ludziom, dlatego nie sposób go tworzyć bez ich udziału. Przeciwdziała się w ten sposób także tzw. gentryfikacji, czyli wypieraniu dotychczasowych mieszkańców przez przekształcenia danego kwartału miasta z przestrzeni społecznej w obszar całkowicie skomercjalizowany, co niszczy oblicze i dotychczasowy niepowtarzalny charakter dzielnic.

Duńskie doświadczenia w tworzeniu idei zrównoważonego rozwoju miasta zaprezentował Jan Christiansen, architekt miasta Kopenhagi. Zarówno jakość projektów, jak i śmiałe rozwiązania funkcjonalne realizowane są tam z niezwykłą konsekwencją i bez jakichkolwiek oznak tak obecnego u nas chaosu. Widać, że wdrożenie polityki urbanistycznej miasta Kopenhagi procentuje. Wprowadzono w niej obostrzenia w wysokości budynków. Zagęszczanie miasta odbywa się z zachowaniem wysokiej jakości przestrzeni publicznej. W Kopenhadze wykorzystano też na sposób holenderski bliskość wody. Podobnie jak w Amsterdamie, na sztucznych wyspach powstają tu nowe osiedla niewysokich domów nawiązujących architekturą do historycznej zabudowy Kopenhagi, w części dostępne tylko na rowerze lub pieszo. Przy tym przyjęto, że w nowych osiedlach połowa mieszkań jest przeznaczana dla osób o niskich dochodach, co ma zapobiec tworzeniu lepszych i gorszych dzielnic. Duży nacisk kładzie się nie tylko na estetykę i jakość architektury, ale także na efektywność energetyczną budynków. Duńskie normy są w tym względzie znacznie ostrzejsze od polskich, co przekłada się nie tylko na obniżenie zanieczyszczenia środowiska, ale i znacznie niższe koszty użytkowania mieszkań.

Podsumowaniem duńskich dobrych praktyk była prezentacja profesora Jana Gehla - uznanego na całym świecie eksperta od jakości przestrzeni publicznej. Konferencja zbiegła się z pierwszym polskim wydaniem jednej z książek Jana Gehla "Życie między budynkami". Jej podtytuł "Użytkowanie przestrzeni publicznych" wskazuje na element, zdaniem Gehla, kluczowy dla odbioru miasta. Jego pracownia urbanistyczna od trzydziestu lat doradza miastom na całym świecie, od Londynu, poprzez Vancouver po Nowy Jork, jak uczynić je przyjaznymi dla mieszkańców, bowiem same budynki, nawet najładniejsze, nie tworzą przyjaznego miasta. Najważniejsze jest to, co rozgrywa się pomiędzy nimi.

W Danii od dawna miasta projektuje się dla ludzi, co oznacza, że przyjmuje się ludzkie proporcje architektury. Także Kopenhaga reorientuje się na pieszych i rowerzystów. Przyjęcie skali prędkości 5 km/h zamiast 50, sprzyja kontaktom międzyludzkim, zewnętrznej aktywności - przestrzeń staje się pełna życia, zyskuje także na turystycznej atrakcyjności. Przynosi to same korzyści. Chodzenie pieszo i jazda na rowerze tworzy miasto ładne - więcej w nim wysokiej jakości przestrzeni publicznej; bezpieczne - następuje ograniczenie liczby wypadków i spada ilości miejsc zaniedbanych i niebezpiecznych; zdrowe - udowodniono, że 30 minut dziennie na rowerze wydłuża życie o 7 lat, poprawia kondycję i zapobiega chorobom; zrównoważone - następuje poprawa stanu środowiska i jakości życia. Aby to osiągnąć, wprowadza się udogodnienia dla pieszych, tworzy spójny system wygodnych i bezpiecznych ścieżek rowerowych, przestrzega priorytetu dla komunikacji publicznej i dba o wygodę pasażerów (przystanki są lokalizowane tuż przy ciągach pieszych) oraz konsekwentnie zwiększa utrudnienia dla samochodów.

W Kopenhadze 36 proc. mieszkańców w dojazdach do pracy korzysta z dwóch kółek (w Warszawie zaledwie 1 proc.), założono jednak, że do 2015 r. liczba ta wzrośnie do 50%. Chcemy być rowerowym miastem nr 1 na świecie - mówił z dumą Jan Gehl. W ciągu dekady liczba rowerzystów w Kopenhadze podwoiła się, a 70 proc. z nich jeździ bez względu na pogodę, także zimą - przy mrozie i opadach śniegu.

Dużą determinację do przeprowadzania podobnych zmian wykazuje Nowy Jork, gdzie w ciągu dwóch lat powstało 300 km ścieżek rowerowych (w Warszawie jest ich 100 km, ale nie stanowią spójnej całości, zaś w mijającej czteroletniej kadencji samorządowej powstało zaledwie ok. 20 km nowych tras). W Melbourne dzięki poprawie jakości przestrzeni publicznych w ciągu 10 lat ruch pieszy wzrósł o 40 proc., a wieczorami nawet o 100 proc. Miasto zaczęło znów żyć. Wzorem dobrej jakości przestrzeni publicznych są miasta średniowieczne, które projektowano na ludzką miarę, z myślą o poruszaniu się pieszo.

Jan Gehl zachęca do zmian w Warszawie - widział tu miejsca, które w swej 12 - stopniowej skali przyjazności ocenił na 13, ale na minusie...

Po żywiołowych burzliwych oklaskach sądząc, idea miasta dla ludzi przemówiła do słuchaczy, pomimo, że tym razem jeszcze część z nich przyjechała na konferencję samochodami. Tym większa szkoda, że władze miasta nie skorzystały z okazji nawiązania współpracy z tej klasy ekspertem.

Może powstać pytanie: Na ile te pomysły na miasto są rzeczywiście uniwersalne i na ile przekładają się na odbiór miast przez ich mieszkańców? Wyjaśnień mogą dostarczyć wyniki opublikowanych ostatnio badań, jakie przeprowadzono na zlecenie Komisji Europejskiej jesienią 2006 r. w wybranych 75 miastach europejskich. W Polsce mieszkańców Białegostoku, Gdańska, Warszawy i Krakowa zapytano, jak oceniają miasta, w których żyją. Kraków zajął zaszczytne drugie miejsce, po holenderskim Groningen, w którym poziom zadowolenia mieszkańców jest najwyższy. Warszawa znalazła się dopiero na 58 miejscu. Skąd takie wyniki? W Groningen praktycznie już osiągnięto cel Kopenhagi - 50% podróży odbywa się rowerem, a w centrum wprowadzono ścisłe restrykcje dla samochodów. Kraków z kolei jest miastem starym, w swej historycznej części zbudowanym na ludzką miarę - z wysokiej jakości pieszą przestrzenią Starego Miasta, wianuszkiem zielonych Plant i dostępem do Wisły. Jest też coraz bardziej przyjazny dla rowerów.

W przeciwieństwie do Krakowa, w Warszawie te przyjazne przestrzenie to margines. A że jest na nie zapotrzebowanie ogromne, świadczą tłumy na Starym Mieście i Krakowskim Przedmieściu w każdy weekend i święto. Choć pod względem ilości osób korzystających stale z transportu zbiorowego jesteśmy w ścisłej czołówce - wyprzedza nas tylko Praga i Paryż, tam wiąże się to z ograniczaniem ilości samochodów. W Paryżu samochodem do pracy dojeżdża niemal trzykrotnie mniej osób niż w Warszawie. Pod względem chodzenia pieszo i jeżdżenia na rowerze zajęliśmy w tej stawce niechlubne przedostatnie miejsce. Niestety, nowych przykładów rewitalizacji przestrzeni publicznych także brak. Aby Warszawę zaczęto oceniać lepiej, potrzebne są odważne i konsekwentne działania władz miasta w duchu rozwiązań proponowanych przez Jana Gehla. Samo hasło: "Zakochaj się w Warszawie!" na pewno nie wystarczy.


Karolina Krajewska
11913