Tylko kilka prawdziwych nosów


      Jest tylko jedno miejsce w Polsce, gdzie produkuje się kompozycje zapachowe: „Pollena Aroma” na Białołęce. Pracuje w niej 5 perfumiarzy, my rozmawiamy z trzema. U nich zaopatrują się prawie wszystkie małe polskie firmy produkujące kosmetyki, artykuły chemiczne i gospodarstwa domowego. Czasem trafiają się też zamówienia nietypowe.
      Wczoraj klient przyniósł do laboratorium liść i mówi, że podobnego zapachu potrzebuje do żelu pod prysznic. Pani Magda wąchała „zamówienie” przez dłuższą chwilę. Liść był świeży, zielony, ale miał w sobie nutę czegoś zerwanego, usychającego, jakby była już w nim odrobinka zgnilizny. Coś takiego ma siano. Siano?! Pani Magda robiła już kiedyś zapach siana. Właśnie do niego liść był podobny. - Co tam było? - zajrzała do komputera. Tam są spisane wszystkie jej tajemne receptury. - Przede wszystkim kumaryna (przypomina zapach trawki w butelce żubrówki), olejek geraniowy (jak roztarty liść pelargonii, albo geranium, które hoduje się na oknie w szkołach i biurach), lipa, mech dębowy, tabak (przypomina zapach papierosów), suszone zioła, jak szałwia, trawy (one nadają wrażenie suchości) i na koniec nuty lekko osładzające kompozycję (miodowa, konwaliowa, lilial, lilal). To siano „pochodziło” z ukwieconej łąki. Tak, liść jest do niego podobny - myślała zadowolona. Właśnie znalazła klucz do nowej kompozycji.
      Perfumiarza najłatwiej rozpoznać w supermarkecie. Mają bezwarunkowy odruch wąchania. - Czasem ludzie dziwnie na mnie patrzą, gdy wącham mięso, by się przekonać, czy jest świeże. Nigdy brudu nie szukam wzrokiem. Zamiast spojrzeć na butelkę pod światło, podsuwam ją do nosa. Tak samo szukam plam na ubraniach - opowiada Magdalena Chmielewska, główny perfumiarz laboratorium „Polleny Aromy”, 38 lat w zawodzie. - Ja ostatnio cukier w sklepie wąchałam i buty - śmieje się pani Anna Adamowska, perfumiarz od 13 lat. - Ale nikt nie przebije naszego, nieżyjącego już kolegi, który odbierając zegarek z naprawy, nosem, nie uchem sprawdzał, czy tyka - wspomina pani Magda. Śmieją się obie. To wyjątkowo pogodne i sympatyczne osoby. Ale bardzo wrażliwy nos, to także utrudnienie. W autobusie, w porannym, letnim tłoku naprawdę trudno im przetrwać. Męczą je aromatyzowane ciasta, herbaty, kosmetyki. A dzisiaj prawie wszystko pachnie. - Jesteśmy szczególnie wyczulone na aromaty spożywcze. Na jogurcie jest napisane, że ma smak jagodowy, a ja czuję ordynarną chemię. Moja jagoda składałaby się z kilkudziesięciu składników, a z opakowania unosi się jeden i to syntetyczny. To tak, jakby oferować klientowi dom w stanie surowym: bez ścian, okien, podłóg, drzwi, wyposażenia i z uśmiechem opowiadać, że to mieszkanie marzeń, od już - porównuje pani Magda.

Warsztat

      Warsztatem perfumiarza są ... organy. Nie mają co prawda klawiszy, piszczałek ani pedałów, ale i tak, te najstarsze, są dumą laboratorium. Wyglądają jak widownia amfiteatru. Każde „piętro” to wąziutka, drewniana półeczka, na której poustawiane są flakony z pachnącymi substancjami. Uszeregowano je alfabetycznie, według polskich nazw. Głośno czytam niektóre etykietki na buteleczkach: anetol, anyżowy alkohol, anyżowy aldehyd, ambra ... - ta ostatnia nazwa brzmi znajomo. Jak powstaje? - pytam. - Proszę powąchać, to przyjemny, słodko-pudrowy zapach, który produkuje się z szarobrunatnych, twardych, tzw. głów ambry. To flegma, czy wymiociny wieloryba-kaszalota, które zastygają w 2-3 kilogramowych bryłach na dnie mórz i oceanów. Kiedyś wody roiły się od poławiaczy ambry, tak jak od poławiaczy pereł - opowiadają moje przewodniczki. -A piżmo skąd jest się bierze? - pytam, kiedy mój wzrok zatrzymał się na małej, zupełnie ciemnej buteleczce. - Ostrożnie! Proszę wąchać delikatnie, bo pachnie paskudnie. Naturalne piżmo wytwarza się z gruczołów płciowych piżmowca, ale dziś najczęściej stosuje się piżmo syntetyczne. Jest tańsze i nie męczy się zwierząt - słyszę. Przyglądam się buteleczkom: O, rety, ile różnych olejków różanych. 10, 11 - nie mogę się doliczyć. Skąd aż tyle? - Pochodzą z różnych gatunków róż, dlatego jest ich tak wiele. Naturalne olejki eteryczne powstają z korzeni, liści, płatków kwiatów, owoców, skórek na owocni, łodyg, kory lub drewna niektórych roślin. Nie wszystkie pozwalają sobie „wydrzeć” swój zapach. Szczodre jest w tym względzie np. drzewko gorzkiej pomarańczy. Z liści powstaje olejek petit grain, z kwiatów - olejek meroli, a ze skórek - olejek gorzkiej pomarańczy. Wytwarza się je na drodze destylacji z parą wodną, ale są też inne metody otrzymywania - opowiada pani Ania. - Ale trzeba też wiedzieć, kiedy te rośliny zbierać. Płatki róży najlepiej nadają się do destylacji zebrane o 5 rano, kiedy jeszcze jest na nich rosa. Gdy ona obeschnie, kwiaty są już przesuszone i nie dają takiego aromatu. Odwrotnie jest z korzeniami imbiru. Kłącza 2-3 lata muszą w piwnicach dojrzewać do destylacji - dodaje pani Magda.
      Znaczna większość buteleczek zawiera olejki syntetyczne. Powstają na drodze reakcji chemicznej. Zależnie od tego co się do czego doleje, wychodzą alkohole, pachnące estry, ketony, aldehydy i inne.
      Wszystkich buteleczek na organach stoi ponad 500, choć szanujący się perfumiarz zna ok. 2000 zapachów. - Na co dzień każda z nas używa zestawu może 200 podstawowych i ulubionych substancji. Pozostałe czekają w szafach, lodówkach i magazynach, aż w wyobraźni perfumiarza zapachnie coś, czego nie ma pod ręką - mówi pani Ania.
      Praca prawdziwego NOSA polega na komponowaniu zapachów. - Klient zamawia różę, ale to ode mnie zależy, jaka ta róża będzie. Mogę skonstruować kilkadziesiąt, a może i kilkaset różnych zapachów różanych - mówi pani Ania. Kluczem do udanej kompozycji są proporcje. Perfumiarz musi doskonale znać olejki i ich właściwości, by wiedzieć, ile czego dodać. Żaden zapach nie może się wybijać. Wszystkie składniki powinny ze sobą harmonizować, uzupełniać się, dawać wymyślony w głowie twórcy efekt. - Proszę mi uwierzyć, to naprawdę nie jest łatwe - mówi Monika.
      Na jednym ze szkoleń zrobiły test. Uczestnicy dostali 10 jednakowych olejków z zadaniem stworzenia zapachu, który byłby najbardziej podobny do konwalii w jedenastej fiolce. Powstało 5 propozycji. O jednej z nich można powiedzieć, że przypominała konwalię. Pozostałym uczestnikom wyszedł bez lub jaśmin.
      Najprostsza kompozycja zapachowa składa się z 20-30 składników. Perfumy mają najdłuższe receptury. Są zbiorem 200 różnych substancji, ale zdarza się, że i więcej. - Na opakowaniu może być wymienionych kilkadziesiąt nut i akordów, ale każdy z nich stanowi już sam w sobie kompozycję - mówi pani Magda.
      25% składników perfum, to najlżejsze substancje zapachowe, najszybciej się uwalniające. Stanowią one tzw. górę. Tyle samo stanowi „dół”, czyli to, co czujemy najpóźniej, po najdłuższym czasie. „Serce”, czyli środkowe frakcje perfum stanowią połowę substancji zapachowych. Inne są proporcje np. w mydle, gdzie „dół” stanowi 70% składników kompozycji. Dzięki temu ma ono zapach tak długo, jak długo daje się mydlić. Nie bez znaczenia jest też cena. „Górne” olejki, jak róża, jaśmin, są najdroższe. Nikt by nie kupił mydła, które po godzinie od odpakowania już nie pachnie, a do tego kosztuje krocie. Przygotowując więc całą linię kosmetyków nie wystarczy jedna receptura zapachu. Inna musi być do perfum, wody toaletowej, dezodorantu, inna do mydła, kremu czy szamponu.
      Droga od przyjęcia zamówienia do finalnego produktu jest długa. Pani Magdzie zapach najpierw rodzi się w wyobraźni. Ona go czuje na długo przed tym, jak poczują go inni. Wie jak on wygląda, jakie wzbudza wrażenia, z czym się kojarzy. W głowie potrafi go rozłożyć na pojedyncze składniki. Następny krok, to przenoszenie tej misternej konstrukcji do prawdziwego świata. Najpierw na kartce zapisuje podstawowe akordy i nuty. - Ma być morski. Dobrze, ale żeby był przyjemny, trzeba mu dodać kilka akordów naturalnych, nut zielonych, orzeźwiających, odświeżających. Może odrobinkę mięty, cytrusów, nuta jodłowa, leśna. Lipa doda mu troszeczkę słońca, ciepła. Będzie przywoływać w wyobraźni obraz wydm. Odrobina myraku, lilialu, piżma i alg nada zapachowi leciutko biologiczny, jakby organiczny charakter. Na kartce, w słupku, jedna pod drugą, pojawia się kilkadziesiąt nazw. Obok, w drugiej kolumnie pani Magda zapisuje proporcje. Ich rozpiętość jest duża. Od 20, 30% do 0,2% jednoprocentowego roztworu. Kiedy ma więcej czasu, sama sporządza próbki według zapisanej receptury. Najpierw do menzurki z alkoholem wlewa te składniki, które występują w największych ilościach. Często już po zmieszaniu pierwszych 10, decyduje się na zmianę ilości 11, albo zastępuje go innym. Zapisuje zmianę w recepturze. Wącha, nanosi poprawki, sporządza próbkę, znowu wącha, znów nanosi poprawki, i tak kilka, kilkanaście, a bywa że i kilkadziesiąt razy. - Do tego zawodu trzeba mieć anielską cierpliwość - mówi pani Ania. Pani Magda podkreśla, że perfumiarz to i artysta, i rzemieślnik. Tego nie da się rozdzielić. - Szacujemy, że ok. 2% naszych skończonych kompozycji wchodzi na rynek. Reszta została odrzucona albo przez klienta, albo przy wcześniejszej, wewnętrznej selekcji - dodaje. Najtrudniej jest sprostać zamówieniom na zapach morski. Morze każdemu pachnie inaczej. Nie można go wycisnąć, ani wydestylować. - Zlecono nam kiedyś przygotowanie zapachu dla polskiego pawilonu na wystawę Expo ’98. Nosił on tytuł „Człowiek i morze”. W środku miały być stoiska z bursztynem, sieci rybackie, szum morza i inne morskie atrybuty. Instrukcja była następująca: „Ma pachnieć jak bursztyn wyrzucony przez morze na rozgrzaną słońcem plażę. Przypominać zapach sosen na piaszczystych wydmach i drewniane pomosty, oblewane ze wszystkich stron słoną, morską wodą. Ma się kojarzyć z piękną, słoneczną pogodą, lekkim, ciepłym wietrzykiem i spienionymi falami uderzającymi o brzeg ...”
I jak tu skonstruować taki zapach? Nie da się go złapać w butelkę i skopiować.
- Nie pamiętam, ile prób wykonałyśmy, ale pewnie setki. Testowałyśmy zapach w nawilżaczach powietrza chyba wszystkich pomieszczeń biurowych „Aromy”. Tyle było zdań, ilu ludzi. W końcu jednak klient był zadowolony. W księgach pamiątkowych odwiedzający pisali, że nie mieli pojęcia, iż polskie morze tak wspaniale pachnie - opowiada pani Magda. Pani Magda najbardziej dumna jest z dwóch swoich kompozycji: męskiej wody toaletowej „Wars” i historycznej „Wody Królowej Węgier”. - Dziś „Warsa” zrobiłabym troszkę inaczej, bo dzieci się śmieją, że jest on popularny wśród emerytów, choć w 1974 roku, kiedy wszedł na rynek, zrobił furorę - śmieje się - ale z „Królowej Węgier” jestem naprawdę zadowolona - dodaje. To próba odtworzenia pierwszego na świecie pachnidła na alkoholu. Wcześniej sporządzano coś w rodzaju pachnących wosków do rozprowadzania np. na rękawiczkach. Ze źródeł wynika, że powstało ono w 1350 roku dla węgierskiej królowej Elżbiety Łokietkówny, córki polskiego króla Władysława Łokietka. W literaturze nazywa się tę kompozycję po prostu wodą węgierską. Pani Magda długo szukała informacji w książkach perfumeryjnych i internecie zanim przystąpiła do sporządzania perfum. Poddani królowej do wielkich, mosiężnych kadzi wrzucali odpowiednie ilości gałązek rozmarynu, płatków róży, skórki z cytryny oraz innych składników i zalewali je alkoholem, sporządzając rodzaj wywaru. Pani Magda użyła olejków, gotowych wyciągów w tych samych roślin. Starała się tak dobrać proporcje, by perfumy były maksymalnie podobne do oryginalnych. - Nie jest łatwo odtworzyć tak starą kompozycję, bo wszystkie jej składniki 750 lat temu pachniały inaczej niż teraz - mówi. Woda sprzedawana jest w ręcznie robionej, numerowanej oprawie, podobnej do skórzanej księgi. Flakon kosztuje 1800 PLN i mogą go kupić członkowie Business Centre Club. Od stycznia 2001 roku kilkanaście pań w Polsce używa tego zapachu.
      Ale perfumeria, to nie jedyne wonności, jakie wytwarzają nasze bohaterki. Większą część produktów stanowią zapachy mniej romantyczne. Zdarzają się żele do WC, pokrowce na siedzenia samochodowe, kiedyś materace, opony, czy skóropodobny zapach do obuwia. Wymyślają zapachy do rajstop, zabawek, piłeczek dla dzieci, ekskluzywnych wydań książkowych. Coraz częściej zapachy do pomieszczeń, żeby w jednych ludziom chciało się pracować, a w innych wydawać pieniądze i robić zakupy. - Podobno są też zapachy podświadomie kojarzone przez ludzi ze strachem, które potrafią opróżnić najsympatyczniejszą kawiarnię. Takiego nie próbowałyśmy robić, ale słyszałam o eksperymencie - mówi pani Ania.
      Dziś w modzie są świeże, mokre, zielone zapachy. - Najczęściej owoce południowe, jak melon. W szamponach, żelach pod prysznic dominują pojedyncze zapachy: brzoskwinia, cytryna, ale również tuberoza, mimoza, jaśmin, róża. Kiedyś tego nie było. Przyjmuje się, że trendy zapachowe zmieniają się co 7-10 lat - mówi pani Magda. - Zauważyłam, że jak są czasy spokojne, to perfumy są drapieżne, ekstrawaganckie. Przez ostatnie lata w świecie narastał niepokój chociażby w związku z końcem wieku, więc nie dziwię się, że preferencje w zapachach wracają do natury. Są spokojniejsze, stonowane - mówi pani Ania. - Podobnie jest z modą na ubrania. Perfumy dopełniają stroju, są jego elementem, jak torebka, buty - dodaje Monika. Choć ubolewają nad tym, że mało kto dziś wybiera perfumy po zapachu, większość klientów kieruje się reklamą.
Czego pani używa?
- W ogóle nie używam perfum, jedynie dezodorant własnego pomysłu. Gdybym miała się zdecydować na jakiś zapach rynkowy, to z pewnością byłby to produkt dla męskiej części populacji. One są bardziej naturalne, ziołowe, mniej słodkie. Lubię świeże, zielone zapachy. Kojarzą się z liśćmi, trawą.
Ulubiony? Lawenda, ale w Polsce jest rzadko stosowana - mówi pani Magda.
- Delikatne, kwiatowe, z nutą ambrową, szyprową, lekkie i świeże - takie zapachy mi się podobają, ale na robienie kompozycji dla siebie zwyczajnie nie mam czasu. Dla znajomych tym bardziej, zwykle im obiecuję, ale muszę przyznać, że rzadko coś z tego wychodzi - mówi pani Ania.
- Kiedyś lubiłam konwalię, dzisiaj zapachy ciepłe, orientalne, bardziej słodkie niż pikantne, ale nadal pozostaję wierna miłości do białych kwiatów: jaśmin, konwalia właśnie - mówi Monika.
      Nie jest im łatwo unieść się ponad własne preferencje i realizować gusta klienta. Z drugiej jednak strony, właśnie dlatego potrafią rozpoznać, która jest autorką której kompozycji, kiedy tworzą na ten sam temat. Jak to się zaczęło? - Zapachy błyskawicznie przywołują mi miejsca z dzieciństwa. Na początku, kiedy uczyłam się olejków, to jeden z nich, zwany kastoreum (nieprzyjemny, zwierzęcy zapach) kojarzył mi się z nocną szafką przy łóżku mojej babci na wsi. Nie wiem czemu, ale tak - mówi pani Ania. To skuteczna metoda zapamiętywania zapachów - powąchać i zapisać, z czym się kojarzy. Wtedy łatwiej przyporządkować im nazwy. - Zawsze lubiłam zioła. Rozpoznawałam ich smaki i zapachy od zamierzchłej podstawówki. Lubiłam je wąchać - mówi pani Ania. Skończyła ogrodnictwo na SGGW, na specjalizacji rośliny lecznicze. W ramach programu studiów odwiedziła Aromę i po dyplomie do niej wróciła. Inna praca jej nie interesuje. - No, może mogłabym jeszcze być artystą fotografikiem, zatrzymywać w kadrze pejzaże - mówi po namyśle. Póki co głównym tematem jej zdjęć jest trzyletni synek.
      Monika dopiero rok temu rozpoczęła 3-letnią naukę zawodu. - W szkole średniej pojechałam na wycieczkę do Paryża i wróciłam zaczarowana. Perfumerie!!! One mnie tak onieśmielały, że bałam się wchodzić do środka. Ale coś mnie w nich pociągało i jak weszłam, to potem nie mogłam wyjść - śmieje się - Widziałam prawdziwy salon perfumeryjny, gdzie na każdej ścianie od podłogi po sam sufit stały jednakowe, ręcznie opisane buteleczki, a nieliczni klienci chodzili z watkami pod pachą. Tam perfumiarze przygotowywali kompozycje na zamówienie, zharmonizowane z zapachem potu konkretnego człowieka. Żadna receptura nie mogła się powtórzyć. Zakochałam się w tym zawodzie - wspomina Monika. Przez lata szkolne czytała podręczniki dla perfumiarzy. Po ogólniaku poszła na studia chemiczne, a po nich prosto do „Polleny - Aromy” na egzamin. To jedyne takie laboratorium w Polsce. - Dostałam 25 podpisanych flakoników z olejkami eterycznymi i polecenie, by nauczyć się je rozpoznawać. Mogłam zrobić notatki. Następnego dnia czekała na mnie pusta kartka papieru i te same buteleczki tyle, że już ponumerowane. Miałam przyporządkować im nazwy - opowiada. Zadanie drugie polegało na znalezieniu wśród 3 kompozycji zapachowych, jednej, odmiennej od pozostałych. - Monika ma wrażliwy nos i dobrą pamięć zapachową. Nie pomyliła się ani razu - mówi pani Ania, która przeprowadzała egzamin - Ale to nie wystarczy. By być dobrym perfumiarzem, trzeba mieć jeszcze silnie rozwiniętą wyobraźnię i niewyczerpane źródła cierpliwości. Ona je ma - dodaje. Dziś Monika nieśmiało tworzy pierwsze kompozycje. Zgodnie z programem nauczania powinna dobrze znać 60 olejków kwiatowych i z nich budować swoje receptury. Przyznaje się jednak, że „podkrada” też inne zapachy i próbuje dołączać do swoich „dzieł”. - To relacja mistrz - uczeń, więc ciągle robię kompozycje i ciągle je noszę do doświadczonych koleżanek z prośbą o ocenę, krytykę. Nie ma innego sposobu na nauczenie się tego zawodu - mówi. Kiedy Monika zda pierwszy egzamin będzie nosiła tytuł perfumiarza. Za 2 lata będzie całkowicie samodzielnie pracować.
      - To bardzo przyjemna praca, ale tak u nas jak i w innych krajach, trzeba pracować w bardzo szybkim tempie, zwykle na wczoraj. To chyba największa bolączka perfumiarzy - podsumowuje pani Magda.


Magda Szwarc

19435