Wyborcza kompromitacja

Elektroniczny system liczenia głosów Państwowej Komisji Wyborczej okazał się kompletnie nieprzygotowany, awaria goniła awarię, więc do momentu oddania Nowej Gazety Praskiej do druku we wtorek rano nie byliśmy w stanie podać naszym czytelnikom choćby przybliżonych wyników wyborów do Rady Warszawy i do rad dzielnic – Białołęki, Pragi Północ i Targówka.

Nie pojawiły się bowiem żadne oficjalne dane. Jedyną w miarę pewną informacją była ta, że w II turze wyborów prezydenta stolicy zmierzą się Hanna Gronkiewicz-Walz (PO) i Jacek Sasin (PiS). Z protokołów, które spłynęły do Państwowej Komisji Wyborczej z 97,2% stołecznych obwodów wynikało, że na Hannę Gronkiewicz-Walz oddano 47,16% głosów, zaś na Jacka Sasina – 27,48% głosów. Trzeci na liście z najwyższą ilością głosów Piotr Guział (Warszawska Wspólnota Samorządowa) uzyskał 8,57% głosów.

Niepewne pozostawały również dane na temat frekwencji, która wyniosła 47,11%, a więc była stosunkowo wysoka. W sejmikach wojewódzkich Prawo i Sprawiedliwość zyskało 31,5% głosów, Platforma Obywatelska – 27,3% głosów, Polskie Stronnictwo Ludowe – 17% głosów i Sojusz Lewicy Demokratycznej 8,8% głosów. 17 listopada o 22:00, po wielu godzinach ręcznego liczenie głosów, ze względu na zmęczenie pracujących w nich osób, większość komisji wyborczych zakończyła pracę. Wśród nich były komisje miejska i wojewódzka w Warszawie.

Sytuacja skandaliczna i nie mająca precedensu w Europie. Zawinił nowy system informatyczny wdrożony we wrześniu. Przetarg na informatyzację procesu wyborczego rozpisano w lipcu, w sierpniu przetarg został rozstrzygnięty. Zgłosiła się tylko jedna firma informatyczna. Testy nowego systemu trwały „na sucho” niecałe trzy miesiące, a powinny trwać rok. Z próbą liczenia głosów wedle nowego systemu należało poczekać do wyborów prezydenckich, które idealnie się do tego celu nadają – mała ilość kandydatów i łatwe procedury liczenia głosów. Zdecydowano wedle jakże polskiej zasady – jakoś to będzie. Jakoś nie było.

(egu)