Lewa strona medalu

JOW-y

Wszyscy żyją zaskakującymi wynikami wyborów prezydenckich, a tymczasem na Pradze mamy powrót do samorządowych. Sąd okręgowy nakazał bowiem ponowne przeliczenie głosów w okręgu wyborczym nr trzy, czyli na Szmulkach. Jeden głos zadecydował tam, że mandat radnego zdobyła Platforma Obywatelska kosztem Praskiej Wspólnoty Samorządowej. Czy ponowne przeliczenie ten wynik podważy? Zobaczymy już wkrótce, ale na zmianę układu sił w radzie dzielnicy nie ma to wpływu żadnego.

Skoro już przy wyborach jesteśmy, to na tapecie znalazł się znów temat tzw. JOW-ów, czyli jednomandatowych okręgów wyborczych. Wprowadzenie ich to jeden z głównych, a tak naprawdę jedyny, postulat muzyka i radnego z Wrocławia Pawła Kukiza, który stanął do walki o fotel prezydenta kraju zdobywając rewelacyjny wynik ponad 20%. Oczywiście, nie jest to zasługa JOW-ów, ale warto o nich trochę powiedzieć zwłaszcza, że w Warszawie nie są one obecne. Jednomandatowe okręgi wyborcze to takie, w których każdy komitet wystawia po jednym kandydacie i w którym wybiera się tylko jednego radnego/posła. Czyli zwycięzca bierze wszystko. W założeniu ma to służyć odpartyjnieniu wyborów i wspieraniu tych, którzy są popularni, ale nie stoją za nimi partyjne machiny. W Polsce jednomandatowe okręgi wyborcze stosowane są od 2011 roku przy wyborze senatorów. W zeszłym roku ten sposób zastosowano też w wyborach samorządowych do rad gmin, ale tylko niebędących miastami na prawach powiatu. Czyli w Warszawie i innych dużych miastach zostało po staremu. Czy dobrze? Zwolennicy JOW-ów powiedzą pewnie, że nie, ale nie do końca mają rację. Wyniki zeszłorocznych wyborów pokazują, że dominacja partii w samorządzie się nie zakończyła. Podobnie w senacie, gdzie jedynym senatorem niezależnym został wybrany Włodzimierz Cimoszewicz. Inni „polegli”. Również symulacje pokazują, że tak naprawdę JOW-y betonują polską scenę polityczną i skazują nas na dominację dwóch partii - a może nawet jednej. A to przecież już było. W wyborach samorządowych i tak głosujemy zazwyczaj na tych, których znamy, często nawet nie patrząc na partyjną przynależność. JOW-y nie są nam zatem niezbędne. To po prostu temat zastępczy i czas sobie to wreszcie uzmysłowić.

Sebastian Wierzbicki
przewodniczący
SLD w Warszawie
www.sebastianwierzbicki.pl