Prosto z mostu

Pensje i pretensje

Zawsze wydawało mi się żenujące uchwalanie przez radę miasta wynagrodzenia prezydenta. Po pierwsze, przepisy w sprawie wynagradzania pracowników samorządowych są tak skonstruowane, że normalny człowiek z uchwały rady nie dowie się, jaką konkretnie kwotę szef (czy szefowa) ratusza zarabiają. Wynagrodzenie rozbite jest tam na cztery składowe: wynagrodzenie zasadnicze, dodatek funkcyjny, dodatek za wieloletnią pracę (stażowy) i dodatek specjalny, określone - bez podania żadnych kwot - procentowo jedno w stosunku do drugiego oraz w odniesieniu do przepisów państwowych. Dokładną kwotę znają oczywiście urzędnicy i wtajemniczeni radni, obywatele zaś muszą polegać na pokątnych obliczeniach dziennikarzy.

Po drugie, dyskusja nad uposażeniem prezydenta miasta nigdy nie jest merytoryczna. Jeżeli prezydent miasta ma poparcie większości radnych - jak w Warszawie - to zatwierdzają oni jego propozycję wynagrodzenia, jeżeli zaś większość radnych jest w opozycji (co przy bezpośrednim wyborze prezydenta zdarza się w niektórych miastach), to mogą oni złośliwie pojechać mu po pensji. Nijak miałby się taki wybryk do innych płac w ratuszu, a wzbudziłby radość wśród publiki.

Tymczasem wynagrodzenie prezydenta czy burmistrza powinno być punktem wyjścia do naliczania wynagrodzeń wyższych urzędników miejskich, tych którzy przychodzą i odchodzą wraz z politycznym szefem. Szef – ponoszący największą odpowiedzialność – najwięcej z nich powinien też zarabiać. Całość powinna być przedmiotem publicznej debaty, opartej o ocenę jakości pracy urzędników i o oszacowanie możliwości budżetowych gminy – bo w sumie etaty urzędników to spora pozycja w budżecie.

Tak powinien działać samorząd, wolny od przekleństwa partyjniactwa i od myślenia w kategoriach systemu terenowych organów jednolitej władzy państwowej, wprowadzonego w 1950 r., w słusznie minionym ustroju.

Bo my w tych kategoriach nadal myślimy. Oczywiście, uważam za bardzo niedobre, że Rada Ministrów w rozporządzeniu z 17 maja 2018 r. obniżyła - i tak nienadzwyczajnie wysokie - wynagrodzenia urzędników samorządowych o ok. 20%. Zatrudnić teraz w urzędzie dobrego specjalistę od architektury czy zamówień publicznych, o informatyce nie wspominając, będzie jeszcze trudniej.

Nikogo jednak nie zdumiewa, że szacowne grono ministrów odpowiedzialnych za Bardzo Ważne Sprawy czterdziestomilionowego państwa poświęca swój czas na ustalanie, ileż to powinna wynosić pensja naczelnika wydziału w starostwie, i czy powinna być ona wyższa czy niższa od pensji kierownika magazynu w tymże urzędzie. Podobnie - nikogo nie razi, że dziewięć na dziesięć największych polskich przedsiębiorstw to firmy państwowe. Nieliczni Mohikanie, domagający się zerwania z dziedzictwem PRL w administracji i w gospodarce, ledwo już dyszą...

Maciej Białecki
Wspólnota Samorządowa
maciej@bialecki.net.pl