Prawie trzydzieści lat temu podawałem w mojej redakcji lotniczej informację o pomniku - popiersiu Konstantego
Ciołkowskiego, który był pionierem astronautyki światowej, Rosjaninem o polskim rodowodzie. Popiersie stanęło w
muzeum Ciołkowskiego w Kałudze (dawny ZSRR). Autorem rzeźby był nieznany mi artysta polski Ferdynand Jarocha.
Niedawno odwiedziłem Akademię Obrony Narodowej w Rembertowie. W tamtejszym pięknym klubie w parterowym holu stoją
wielkie popiersia, rzeźby. Wśród kilkunastu dzieł sztuki rzeźbiarskiej obejrzałem popiersia generała Józefa Bema,
Hugona Kołłątaja, Romualda Traugutta, Ignacego Daszyńskiego, Macieja Rataja, Karola Szymanowskiego, Wiktora
Gomulickiego, Henryka Sienkiewicza, Artura Oppmana (Or-Ota), Cypriana Kamila Norwida i Juliusza Słowackiego.
Naturalnie zapytałem, kto jest twórcą tych rzeźb. Odpowiedź była krótka - Jarocha. Nie zna pan Jarochy? Pani
Katarzyna Trembecka - kierowniczka wystaw w klubie - była zapewne zdziwiona, że nic nie słyszałem o twórczości tego
artysty, nie znałem jego dorobku. Dopiero nieco później uświadomiłem sobie, że nazwisko nie jest mi całkiem obce
i przypomniał mi się Ciołkowski...
W lutym roku bieżącego poznałem osobiście Ferdynanda Jarochę. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu Ferdynand okazał się
mieszkańcem Pragi. I to nieomal od półwiecza. Pracownię miał niegdyś na Woli przy ulicy Syreny.
Jarocha to człowiek o otwartym spojrzeniu, dobrze zbudowany, masywny. Takim chyba powinien być rzeźbiarz, który
zmaga się w swej pracy z twardym, nieraz nieustępliwym materiałem. Z miejsca stajemy się starymi i dobrymi znajomymi.
Pokazuje niektóre swe prace. Jest - o czym mówi z dumą - partyzantem, żołnierzem, rzeźbiarzem i poetą. Młodość
minęła już dawno, ale ciągle pracuje. Myśli o dwóch rzeźbach: generała Jakuba Jasińskiego - obrońcy Pragi podczas
Insurekcji Kościuszkowskiej i Żyda Szmula Zbytkowera, od którego to imienia powstała nazwa Szmulowizna. A mieszka
właśnie tutaj -przy ulicy Siedleckiej.
Ferdynand Jarocha urodził się w Koszycach na Kielecczyźnie w 1922 r. Był partyzantem w oddziałach Batalionów
Chłopskich, w Armii Krajowej, później w Wojsku Polskim. W 1956 r. ukończył Wydział Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych
w Warszawie. Był wychowankiem prof. Mariana Wnuka. Od 1949 r. brał udział w rekonstrukcji zniszczonych zabytków
Warszawy. Pierwszym sukcesem artystycznym Jarochy był pomnik prof. Michała Szuberta odsłonięty w 1962 r. w Ogrodzie
Botanicznym w Warszawie.
A później? W tym miejscu trzeba by wymienić długą listę pomników, płaskorzeźb, popiersi i innych dzieł rzeźbiarskich.
Niektóre prace łączył w cykle. Tak powstał cykl rzeźb poświęconych sławnym Polakom, albo partyzantom, albo walkom
nad Narwią w 1939 r., dzieciom Oświęcimia albo wielkim twórcom, literatom i muzykom. Wśród prac Ferdynanda Jarochy
znajduję na przykład popiersie Fryderyka Chopina, które zawędrowało do USA i stoi obecnie w muzeum na Florydzie.
Od 1975 r. kiedy zorganizowano pierwszą wystawę prac Jarochy w Warszawie, jego rzeźby były pokazywane na ponad stu
wystawach. Ta wystawa, którą oglądałem w Akademii Obrony Narodowej jest jedną z pierwszych w nowym tysiącleciu.
Dopiero od Ferdynanda dowiedziałem się, że na dziedzińcu Pałacu Blanka znajduje się pomnik i popiersie Krzysztofa
Kamila Baczyńskiego, poety - powstańca dłuta Jarochy. Odsłonięcie pomnika nastąpiło w październiku 1986 r. Dlaczego
go do tej pory nie widziałem? Po prostu dlatego, że pomnik - popiersie wraz z cokołem więcej czasu spędza w holu
pałacu niż na dziedzińcu. Jarocha pokazał mi zdjęcie głowy partyzanta. Bezimiennego. Powiedział mi przy tym, że uważa
tę rzeźbę za najlepszą w swej twórczości. Chciał w niej oddać moc, zdecydowanie, bohaterstwo ludzi z którymi się
spotykał podczas doli i niedoli partyzanckiego żywota. Dodał jeszcze jedno: nie zdołałby dziś, obecnie wyrzeźbić
czegoś równie dynamicznego, płynącego od serca. Zwiedziliśmy wspólnie wystawę w Rembertowie. Wskazując na popiersie
Norwida dodał - pojedzie wkrótce do Paryża. A ta pani obok, to kto - zapytałem. Nie udawaj, że nie wiesz - roześmiał
się Jarocha. To jest Bona, żona Zygmunta Starego. Miałem z nią sporo kłopotu, bo nie mogłem dociec, jak naprawdę
wyglądała. Krnąbrna modelka. Jak każda kobieta...
I tyle o Ferdynandzie, któremu nadałem przydomek Wspaniały. Bo jest wspaniałym człowiekiem i artystą. A że tworzy na
naszej Pradze, tym większa radość i duma. Na zakończenie przytoczę fragment końcowy wiersza Jarochy zatytułowany
Krzyż partyzancki:
- Patrzę i patrzę
stale w jedną stronę
Choć jestem stary
I od wiatru się kołyszę,
To chciałbym tu stać na wieki
Na tej mogile
Na ojczystej ziemi. -
Ferdynandzie! Jesteś naprawdę wspaniały!
Tekst i foto: Paweł Elsztein
Żeby powiększyć miniaturę kliknij na niej