Prosto z mostu

Cisi zabójcy

Zapewne każdy, kto przemieszcza się w śródmieściu Warszawy, natknął się już na leżące byle gdzie biało-zielone hulajnogi. To nowy biznes w naszym mieście: system elektrycznych hulajnóg do wynajęcia, wprowadzany przez prywatną kalifornijską firmę (nie mającą żadnych związków z władzami miasta, inaczej niż np. system rowerów miejskich). W Warszawie na razie nie przyjął się tak szeroko, jak zapewne chcieliby tego inwestorzy, gdyż wystartował pod koniec października, a zima w naszym klimacie nie sprzyja jeździe na hulajnodze, nawet w czasach globalnego ocieplenia. Już teraz jest ich jednak niemało, a z wiosną na pewno przybędzie. Elektryczne hulajnogi staną się dla innych użytkowników dróg poważnym problemem: zarówno te jeżdżące, jak i leżące.

Prawo o ruchu drogowym nie zezwala takim pojazdom na poruszanie się ścieżkami rowerowymi. Potrzebna jest zmiana ustawy – chyba niekontrowersyjna, gdyż obecnie ścieżką może poruszać się rower z elektrycznym wspomaganiem o takiej samej jak hulajnoga prędkości maksymalnej, tj. 25 km/h – no, ale na dziś nie mogą. Użytkownicy elektrycznych hulajnóg powinni więc jeździć ulicą, ale oczywiście wolą chodnik. Łamią prawo, podobnie jak niektórzy rowerzyści, i są podobnie bezkarni: nie można im odebrać prawa jazdy, bo go nie mają, a policjanci nie kwapią się do wlepiania im mandatów do czasu, aż spowodują poważniejszą kolizję. Dla mnie, spacerującego chodnikiem z małym dzieckiem, to cisi zabójcy. Nie słychać, jak nadjeżdżają, a niespodziewane zderzenie pojazdu o masie 100 kg i prędkości 25 km/h z dziesięciokilogramowym drepczącym dzieckiem daje taki sam efekt, jak uderzenie pędzącego pociągu w - wydawałoby się - solidny samochód osobowy.

To nie jedyny kłopot z biało-zielonymi dwukółkami walającymi się pod naszymi nogami. Głównym problemem jest ich główny atut, dzięki któremu mogą wygrać rywalizację z rowerami miejskimi. Otóż hulajnogę po użyciu - w odróżnieniu od roweru - można porzucić w dowolnym miejscu, np. pod sklepem. Chcąc zaś ją wypożyczyć, wystarczy sprawdzić w aplikacji w telefonie, gdzie wala się najbliższa wolna - musi zatem być gdzieś blisko. Warunkiem sukcesu jest więc masowość. A masowo zalegąjące na chodnikach hulajnogi anarchizują przestrzeń miejską znacznie bardziej, niż nieprawidłowo parkujące samochody.

Polski Związek Niewidomych wystąpił już z dramatyczną petycją w tej sprawie. Dla osób niewidomych i słabowidzących pojazdy pozostawiane, gdzie popadnie, stanowią poważne zagrożenie dla zdrowia. Leżąca hulajnoga jest też niewidoczną przeszkodą dla pędzącego chodnikiem - wbrew prawu - rowerzysty. Mimo wszystko, żal człowieka.

Maciej Białecki
maciej@bialecki.net.pl