Prosto z mostu

Słodkie złudzenie dbałości

Od kwietnia 2019 r. po Warszawie jeżdżą elektryczne samochody, które można wypożyczyć na minuty za pomocą aplikacji telefonicznej. Nie są tak denerwujące, jak działające w podobnym systemie elektryczne hulajnogi, gdyż jak dotąd nikt nie wpadł na to, by biało-zielony samochodzik zaparkować na chodniku, pod nogami przechodniów. Swoją drogą, ciekawe jak policja egzekwuje od nich mandaty za złe parkowanie, a ZDM opłaty za parkowanie – przecież kierowca po zaparkowaniu opuszcza samochód na zawsze.

Wypożyczenie jest niedrogie, obsługa banalnie prosta, ale aut jest na razie niedużo. Może wyjaśnienie znajdziemy we Wrocławiu, gdzie władze miasta właśnie odstępują przed czasem od umowy z operatorem podobnego systemu, który działał tam od listopada 2017 r. Obie strony nie śpieszą się z wyjaśnieniem, dlaczego kończą współpracę, wiadomo jednak, iż w systemie zarejestrowało się 60 000 użytkowników, z których statystycznie każdy przejechał się 10 razy – a to przez dwa lata niezbyt dużo.

W Warszawie właścicielem systemu jest spółka należąca do wielkiego koncernu RWE, dla którego dopłacanie do niskiego popytu na lokalne usługi nie jest problemem. Możemy dzięki temu swobodnie ulegać słodkiemu złudzeniu, iż jeżdżąc elektrycznym samochodem dbamy o środowisko. Większość z nas nie ma bowiem świadomości, że prąd do ładowarek samochodowych, jak każdy inny, musi zostać gdzieś wyprodukowany, w Polsce – najczęściej w elektrowni węglowej. A każde magazynowanie energii powoduje jej straty, więc część wyprodukowanej energii zmarnuje się, zanim napędzi samochód.

Co prawda, RWE chwali się, iż prąd do stacji ładowania samochodów na terenie Warszawy pochodzi z odnawialnych źródeł energii (OZE), co potwierdza stosownymi certyfikatami, ale trzeba pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, suma mocy elektrowni jest wartością stałą, zatem użycie do samochodów prądu z OZE oznacza, że do innych celów spalać się będzie więcej węgla.

Po drugie, te OZE koncernu RWE to zespół 18 stupięćdziesięciometrowych wiatraków zbudowanych na obrzeżu Suwalskiego Parku Krajobrazowego. W swoich krajach zachodnie koncerny stawiają takie gigantyczne śmigła pośrodku wielokilometrowych, jednostajnych pól uprawnych albo na środku morza, a u nas – nad jeziorem Hańcza. Ciekawe, kto wydał na to zgodę?

A koncern RWE, w Polsce promujący „zieloną” energię, w Niemczech walczy z polityką rządu dążącego do szybkiej rezygnacji z węgla w energetyce. Podobnie jak inne tamtejsze firmy – jedna z nich uruchamia właśnie w Zagłębiu Ruhry elektrownię węglową Datteln IV o mocy 1200 MW – znacznie większej niż Żerań i Siekierki razem wzięte. Paliwem dla Datteln IV jest węgiel z Rosji, z wysoką zawartością metali ciężkich. Węgiel z polskich kopalń by się nie nadał. Przecież je trzeba zlikwidować.

Maciej Białecki
maciej@bialecki.net.pl